Joanna Karpowicz "Papiery wartościowe"
Kiedy zobaczyłam Anubisa po raz pierwszy wydało mi się, że go znam, rozumiem, kocham.
A miejsca, w których się objawia są mi znajome, jak zachód słońca i pełnia księżyca. Chcę go oglądać przed zaśnięciem i zabierać w podróż jak talizman. Uspokaja mnie cielesna obecność Anubisa. W miejscach, w których byliśmy, a w których już nas nie ma. W których zostaliśmy na zawsze. W których nigdy nie będziemy.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Anubisa być może ją usłyszałam. Pieśń miłości. Słyszę ją o szarej godzinie w małej pustej uliczce, słyszę ją patrząc w morze, siedząc u nabrzeża w chorwackiej wiosce. Pieśń miłości najlepiej słyszę w samotności. Nadstawiam moich długich jak u Anubisa uszu. Trwa obezwładniające piękno chwili. Czas nie istnieje, jestem wszędzie, jestem połączona.
Pieśń miłości jest wieczna jak wieczna jest samotność Drakuli, który żyje poza czasem z nadzieją, że gdzieś kiedyś spotka ciało swojej ukochanej Elisabety. Jego samotność przypomina mi samotność Anubisa. Słyszę ją, kiedy na niego patrzę, na jego przejmującą martwą ciszę - z takiej ciszy rodzi się pieśń najpiękniejsza.
Antropolodzy kultury upatrują narodzin muzyki w lamencie żałobnym. Ja się z tym zgadzam, bo pieśni miłości to najczęściej pieśni niespełnienia i straty. Miłość i śmierć tu łączy się w jedno. Pieśń nieśmiertelności. A więc to ją śpiewa Anubis.
Bela Komoszyńska – kompozytorka, autorka tekstów i wokalistka zespołu Sorry Boys